poniedziałek, 25 sierpnia 2014

„Oscypek” a „serek góralski”

Oscypek czyli podhalański ser wędzony z mleka owczego. Owczego, a więc nie krowiego, nie koziego ale tylko i wyłącznie owczego. Tradycyjnie jego wyrobem trudnią się bacowie na hali. Tak więc wszystko co nie jest z mleka owczego i dostępne do zakupu zimą – nie jest oscypkiem ale jego marną imitacją. Na szczęście od 2007 r. oscypek jest produktem regionalnym prawnie chronionym. Można więc narzekać na UE, na jej przepisy i biurokractwo, ale teraz nie powinna zdarzyć się sytuacja, że ktoś nam wciśnie wędzony ser z mleka krowiego pod nazwą oscypek – to jest tylko „serek góralski”.
I ta podstawowa wiedza powinna wypoczywającym na Podhalu wystarczyć do odnalezienia poszukiwanego sera. Najłatwiej wybrać się do bacówki, na jednej z wielu tatrzańskich polan, gdzie prowadzony jest kulturowy wypas owiec: np. Dolina Kościeliska lub też Rusinowa Polana. Jak komuś nie chce się daleko szukać musi uważać. Serek kupujemy jedynie na stoisku gdzie pisze OSCYPEK (a nie przypadkiem „serki góralskie”), jest informacja o bacówce w której zostały wytworzone oraz certyfikat potwierdzający oryginalność.


A jak przyrządzić? Najprościej jak się da. Zjeść na zimno z chlebem lub bez, upiec na grillu i podać z konfiturą żurawiny lub plastrami pieczonego boczku…      

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Wspomnienia z Wiednia

W moim przewodniku rozdział o potrawach (prawie każdy przewodnik ma rozdział omawiający lokalne specjały) zaczyna się od słów: „Austria to nie jest kraj dla wegetarian”. Nie jest to w żaden sposób przesadzone. Zacznijmy chociażby od tego, że w Wiedniu na każdym kroku spotkasz budkę oferującą przeróżne gorące kiełbaski. Nawet koło sławetnej Opery Wiedeńskiej, a to po to, by całe to towarzystwo po pięknym przedstawieniu, w swoich galowych strojach, mogło ustawić się w kolejce po „wuszta”. Ten elegancki Wiedeń, który nie jednemu kojarzy się z walcem Straussa, koncertem noworocznym, sławetnym Hotelem „Sacher” i kawą z sernikiem, zajada się kiełbaskami, gulaszem, sznyclem i czymś co zostanie na długo w mojej pamięci – pieczonymi żeberkami.
Wszystko zaczęło się od wizyty w ogrodach Schönbrunn. Po spacerze mój Mąż zabrał mnie do, wydawało się, mało ciekawego lokalu. Duża sala, mnóstwo stołów, a przy nich ławy; zdobiony sufit jak w sali balowej, a meble jak w wiejskiej karczmie. Pachniało smacznie, wyglądało dziwnie. Mój mężczyzna (zna niemiecki więc siłą rzeczy zdałam się na niego) zamówił dla nas porcję żeberek z surówkami i ziemniaczkami. Jak to dobrze że była to jedna porcja na dwóch (starczyło by i nawet na trzech). Po właściwym czasie oczekiwania na naszym stole wylądowała deska z ziemniaczkami i dwoma i pół płatami pieczonych żeberek. Ogromna porcja, która kusiła smakiem zapachem i wyglądem. Te żeberka prosto z pieca były najwspanialszym daniem jaki miałam okazję jeść w Austrii. Wiedeń arystokratyczne miasto „ą,ę” nic z tych rzeczy – to miasto pieczonych żeberek i wspaniałego czerwonego wina podawanego w małych kufelkach… J


Szukam teraz wspaniałego przepisu na żeberka, aby odświeżyć to wspomnienie. Jak tylko znajdę coś godnego uwagi z przyjemnością się z Wami tym podzielę. To jednak trochę potrwa, gdyż teraz jestem w Zakopanem i szukam dobrego smaku z polskich Tatr. Nie wiem jeszcze co to będzie jednak na pewno nie odmówię sobie oscypka z grilla z żurawiną – pyszności.